Obudził mnie dźwięk budzika. Niechętnie się przeciągnęłam i otworzyłam oczy. Spojrzałam na niego. Godzina 6:00. Od dzisiejszego dnia miała to być moja rutyna, jeśli chodzi o wstawanie. Przyznam się bez bicia – byłam okropnym leniem i bycie na nogach o takiej godzinie nie należało do rzeczy, które bym lubiła. Ale co mogłam zrobić? No właśnie nic. Ziewając potężnie, wyłączyłam hałasujące urządzenie, po prostu uderzając je płaską stroną dłoni. Umilkło. A ja poczułam ulgę.
Zsunęłam z siebie kołdrę i opuściłam nogi. Znowu się przeciągnęłam, przez co strzeliło mi w plecach. Skrzywiłam się nieznacznie, a potem wstałam i podeszłam do śpiącego męża. Uśmiechnęłam się, po czym pochyliłam nad nim. Złożyłam na jego czole czuły pocałunek. Po wszystkim udałam się do kuchni zrobić sobie kawy. Nalałam do czajnika elektrycznego wody, a później podłączyłam go do prądu i włączyłam. Woda zaczęła się gotować. Z czarnej szafki nad swoją głową wyjęłam niebieski, sfatygowany kubek malowany w polne kwiaty. Wyglądał tandetnie i taki w sumie był, ale miał dla mnie naprawdę dużą wartość sentymentalną.
Wiem, że to głupie. Przechowywać coś, co się źle kojarzy. Tym bardziej coś tak tandetnego jak zwykły ceramiczny kubek, który nawet nie jest ładny. Moja młodsza, ale jednak mądrzejsza siostra wielokrotnie mi mówiła, bym się go pozbyła. I miała całkowitą rację, choć Amy była tylko osiemnastolatką, która dopiero zaczęła studia na jednym ze stanowych uniwersytetów. Mimo tego, że to ja zawsze miałam lepsze oceny, zdobywałam lepsze osiągnięcia, dostałam i skończyłam z wyróżnieniem lepszy uniwersytet, to jeśli chodzi o sprawy uczuciowe i międzyludzkie, to Amy była geniuszem. Nic dziwnego, że aplikowała na psychologię. Ona się po prostu do tego nadawała.
A jeśli chodzi o ten nieszczęsny niebieski kubek w kwiatki…
Nie chodzi o to, że nie chciałam się go pozbyć.
Ja nie mogłam się go pozbyć, ponieważ stanowił kolejny most między mną a osobą, która skrzywdziła mnie siedem lat temu.
Wtedy z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk wyłączanego czajnika. Potrząsnęłam głową, po czym zalałam sobie kawę i usiadłam przy wysepce kuchennej.
Spojrzałam na kalendarz. No tak. To już ten dzień.
Czasami w takich chwilach myślę, co by było, gdybym nie była w przeszłości taka niedojrzała, głupia i naiwna, i nie zakochała się w osobie, która okazała się zwyczajnym dupkiem i egoistą.
Z pewnością nie podjęłabym tak głupich decyzji. I nie wiem też, czy nie podjęłabym takiej, która zmieniła całe moje życie i przez którą musiałam znacznie szybciej dorosnąć niż moi rówieśnicy, którym w głowie były tylko imprezy, narkotyki, seks i alkohol.
Podczas swojego studenckiego życia wielokrotnie zapraszano mnie na randki, jednak za każdym razem, kiedy chłopaki dowiadywali się, że nie jestem taka jak pozostałe dziewczyny i nie zawsze będę na ich zawołanie, uciekali w popłochu i już więcej się nie odzywali. Po części ich rozumiałam, bo prawdopodobnie na ich miejscu sama bym zwiała, gdzie pieprz rośnie. Zaś z drugiej strony to cholernie bolało, bo instynktownie wiedziało się, że nie spotka się osoby, która by cię w pełni zaakceptowała, łącznie z twoim bagażem doświadczeń. Ale wtedy pojawił się Dae Ho. Starszy ode mnie o kilka ładnych lat, był obiecującym młodym adwokatem w jednej z waszyngtońskich kancelarii. Spotkaliśmy się przypadkiem, dosłownie w sklepie. Pomógł mi z zakupami i tak zaczęła się nasza znajomość, która po roku przerodziła się w małżeństwo. Mój mąż był naprawdę wspaniałym człowiekiem i wspierał mnie, jak tylko mógł. W moim przypadku ze świecą takich szukać.
Westchnęłam.
Ale to i tak nie zmieniało faktu, że czegoś mi w tym małżeństwie brakowało. Nie mam pojęcia czego. Może spontaniczności? Dzikości? Odrobiny szaleństwa? Nie byliśmy starymi ludźmi, by żyć od punktu A do punktu B, odhaczając tylko i wyłącznie cele na swojej drodze i nic poza tym. Brakowało mi pewnego rodzaju ryzyka. Naprawdę nie wiem, jak to zdefiniować. Jednak czegoś brakowało.
Wtedy usłyszałam ciche, drobne kroki, oddalające się w kierunku toalety. Po kilku minutach ich właściciel stanął w progu kuchni, przecierając z niewyspania oczy. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko, ukazując kilka dziur po zębach mlecznych, po czym podszedł do mnie, podciągając nieco przydługie szare spodnie od piżamy z wzorkiem w samochody wyścigowe.
Mój syn. Min Seung.
― Dzień dobry, mamo – powiedział swoim dość niskim jak na sześciolatka głosem i spojrzał na mnie tymi przerażającymi wielkimi, ciekawskimi oczami. Poczochrałam go po czarnych, błyszczących włosach, których w żaden sposób nie dało się okiełznać. Uśmiechnął się.
― Cześć, synku. Chciałam się ciebie o coś zapytać.
Zamrugał, oczekując na pytanie.
― Myłeś ręce, jak skorzystałeś z toalety? Wiesz, że higiena jest bardzo ważna.
Kiwnął szybko głową.
― Myłem, mamo. Ząbki też.
Uśmiechnęłam się.
― To dobrze. Ale powiedz mi, dlaczego nie śpisz? Przecież mógłbyś jeszcze poleżeć z pół godziny.
Znowu wyszczerzył zęby.
― Chciało mi się kupę. To się obudziłem. I załatwiłem. A co?
Zaśmiałam się cicho. Min Seung był bardzo szczerym dzieckiem i nie bał się mówić to, co myśli. Czasami wpędzało go to w kłopoty. Raz powiedział swojej babci, że nie będzie jadł zupy, bo ta śmierdzi przepoconymi skarpetami. Moja mama porządnie go za to zbeształa.
Tak swoją drogą to Melania Spencer nigdy nie przepadała za swoim jedynym, póki co, wnukiem. Za bardzo przypominał, oczywiście jej zdaniem, swojego ojca. Wiadomym jest, że próbowała to ukrywać, jednak czasami... czasami miałam wrażenie, że go nienawidzi tylko dlatego, że mój były partner nas zostawił. A Min Seung tego nie rozumiał, dlaczego jego babcia bywa dla niego taka nieprzyjemna. Nie pożegnała się z nim nawet na lotnisku, kiedy ja, mój syn oraz Dae Ho szliśmy w kierunku odprawy. Nawet nie spojrzała, choć Min Seung bardzo chciał powiedzieć jej „do widzenia" i przytulić, zanim odleci. Potraktowała go jak powietrze.
A do mnie w tamtym momencie dotarło, jak bardzo nienawidziłam swojej rodzicielki. Właśnie ze względu na to, że nie zaakceptowała dziecka, które niczemu nie było winne oprócz tego, że przyszło na świat w złym czasie, złym miejscu i jest owocem związku, który w ogóle nie powinien się zaczynać.
― Mamo, dobrze się czujesz? Masz dziwną minę. Jesteś na mnie zła? – zapytał chłopiec, patrząc na mnie z uwagą. ― Mogę się o coś zapytać? Bo jesteś cicho i nie wiem, czy nie przeszkadzam.
Potrząsnęłam głową.
― Nie, synku. Po prostu myślałam. Przepraszam, skarbie. I pytaj.
― No bo dzisiaj mam szkołę i... i nie wiem, jak trafić, a boję się iść sam. Nikogo tu nie znam. Może zapytam się wujka, czy mnie zawiezie? I muszę wziąć śniadanie. Zrobisz mi kanapkę, mamo? I o czym myślałaś?
Wstałam i posadziłam go na krzesełku barowym, po czym podeszłam do szafki, wzięłam z niej szklankę, a potem otworzyłam lodówkę i wyjęłam dzbanek z sokiem pomarańczowym. Napełniłam szklankę i postawiłam ją przed synkiem, który chwycił ją w obie dłonie i napił się, Nad górną wargą zostały mu krople napoju.
― Ja cię zawiozę. Wujek musi jechać do pracy, a jakby ciebie podwiózł, to by nie zdążył i mógłby mieć potem problemy, wiesz? To jego pierwszy dzień tutaj i nie może się spóźnić. Poza tym twoja szkoła jest na jednym końcu miasta a praca wujka na drugim. A do szkoły zrobię ci twój ulubiony kimbap z parówką, co?
Podskoczył na krześle, prawie z niego spadając. Mały dosłownie szalał za tą potrawą zupełnie jak... nie, nie mogę o nim myśleć, bo tylko zacznę płakać albo się wkurzać, co będzie kompletnie bezsensowne.
― Mamo... myślałaś o babci, prawda? – Zapomniałam powiedzieć, że Min Seung był bardzo przenikliwym dzieckiem i wiedział o rzeczach, których nie było z pozoru widać. – Czemu... czemu babcia mnie nie lubi? Nawet się ze mną nie pożegnała, jak wyjeżdżaliśmy.
Spojrzałam na niego, a potem przytuliłam.
― To nie tak, że babcia cię nie lubi. Ona po prostu taka jest. Taki charakter. Poza tym cioci Amy też nie lubi, a to jej dziecko.
― No chyba że tak. Mamo…
― Hm?
― A jak w szkole mnie nie polubią i się będą ze mnie śmiać, bo nie mam taty?
Wypuściłam powietrze z ust.
― Kochanie... mówiłam ci to tyle razy. Nie będą się z ciebie śmiać. I to nie jest ważne, że nie masz taty. Wujek nas kocha i traktuje cię jak własne dziecko. Poza tym tyle razy ci mówił, byś mówił do niego „tato".
Chłopiec posmutniał.
― Ale to nie jest mój tata. Jestem ciekawy, kim on jest i czemu go z nami nie ma. Ale pewnie nie ma, bo nas nie kocha. Dlatego sobie poszedł i nie wrócił.
Przytuliłam go. Było mi źle i smutno z tego powodu, że nie mogłam powiedzieć własnemu dziecku o jego ojcu i o tym, co ten wyprawiał. Jednak chciałam go chronić. Dlatego nic mu nie mówiłam, chociaż wiedziałam, że to złe i w ten sposób krzywdzę go bardziej, niż jakbym powiedziała mu prawdę. Że nas zostawił, nigdy mnie nie kochał, tylko dbał o własną dupę.
Szybko zmieniłam temat. Wiedziałam, że mały zacznie bardziej wypytywać, a ja wolałam tego uniknąć. Nie byłam gotowa powiedzieć mu prawdy. Może kiedy Min Seung będzie starszy, podrośnie, zrozumie więcej rzeczy... Ale nie teraz.
― Kotku, idź się spakuj i ubierz. Mama zrobi ci śniadanie, dobrze?
Kiwnął smutno głową, dopił sok, a potem zeskoczył z krzesełka barowego i odszedł do swojego pokoju, znowu podciągając opadające spodnie.
Muszę kupić mu nową piżamę. Ta jest zdecydowanie za długa i za duża, pomyślałam, przygotowując śniadanie dla mojego dziecka.
◆◆◆
Kilka godzin później jechałam do szkoły Min Seunga. Obawiałam się jego pierwszego dnia w szkole. Cóż... Mój syn był dość specyficznym dzieckiem. Nie lubił obcych osób, wręcz się ich bał, szczególnie ja był młodszy. Zawsze był introwertykiem. Ale moja wielce szacowna matka uznała, że mały ma Zespół Aspergera albo co gorsza cięższą odmianę autyzmu. I to chyba był kolejny powód, oprócz nieślubnego dziecka oczywiście, za który się go wstydziła przed znajomymi. Jeśli chodzi o reputację, to Melania nie miała w sobie równych. Dla niej liczyło się nie to, co ktoś czuje, tylko „co ludzie powiedzą". I nic dziwnego, że wbrew mojej woli poszła z Min Seungiem do najlepszego w mieście neurologa dziecięcego, by zbadał, czy rzeczywiście jej wnuk jest upośledzony umysłowo. Oczywiście doktor Steel nic nie potwierdził. Powiedział jej tylko, że niektóre dzieci takie po prostu są. Nie garną do rówieśników i kontaktów z ludźmi. Przynajmniej nie w tak otwarty sposób. Osoby jak Min Seung dobierają sobie towarzyszy i na tej podstawie utrzymują kontakty. Moja matka po tym, jak to usłyszała się zdenerwowała i na każdym kroku próbowała zniszczyć to, na co ten tak dużo pracował.
Taka właśnie była moja matka. Jeśli cokolwiek nie szło po jej myśli, ktoś się zbuntował lub czegoś nie wykonał, stawała się jeszcze większą suką niż normalnie.
Zerknęłam we wsteczne lusterko na synka. Chłopiec patrzył się w okno, mając całkowicie pokerową twarz. W tym momencie jeszcze bardziej przypominał swojego ojca. Te magnetyczne oczy, łuk brwi, usta, nos... Mój syn był taki sam jak on. Niby obojętny, a tak naprawdę przeżywający wszystko w głębi swojej duszy. Nigdy nie dzielił się swoimi problemami, przez co czasami było za późno i Min Seung musiał płacić konsekwencje swoich czynów.
Uśmiechnęłam się słabo i znów skupiłam na drodze. Chłopiec przez cały czas podróży patrzył się w okno.
Jakąś godzinę później zaparkowałam przed bramą szkoły. Odpięliśmy pasy, a potem wysiedliśmy. Wzięłam plecak synka i pomogłam założyć mu go na plecy. Kucnęłam przed nim, kładąc dłonie na jego chudych ramionach. Spojrzałam w jego ciemne, niemalże czarne, duże oczy.
― Synku, to twój pierwszy dzień w szkole. Bądź miły dla kolegów, koleżanek i nauczycieli oraz innych pracowników szkoły. Jak ktoś ci będzie dokuczał, to nie zwracaj uwagi. Włożyłam ci do kieszonki mój stary telefon. Jeśli będziesz chciał, pograj w jakąś grę, ale nie wdawaj się w bójki tak jak to było w Nowym Jorku, dobrze? A jakby nadal cię zaczepiali, to powiedz to wychowawcy lub zadzwoń do mnie. Przyjadę po ciebie, rozumiesz?
Kiwnął głową, nic nie mówiąc. Po wszystkim mnie przytulił, a ja pocałowałam go w czoło. Wtedy go puściłam. Odszedł na kilka kroków i pomachał mi na pożegnanie. Uśmiechnęłam się smutno. Dotarło do mnie, że mój mały chłopiec nie był już taki mały.
Uśmiechając się i machając mu, patrzyłam, jak znika w tłumie chłopców i dziewczynek w jego wieku. Potem wsiadłam do auta i odjechałam. Miałam jeszcze jedną rzecz do załatwienia, zanim po raz ostatni pogrążę się w słodkim lenistwie.
◆◆◆
Pół godziny później zatrzymałam się przed dość fikuśnym budynkiem. Wysiadłam z auta, przejeżdżając wzrokiem po fasadzie wytwórni muzycznej, w której miałam od następnego dnia pracować jako asystentka menadżera jednego z ichniejszych zespołów. Cóż, budowla była dość okazała, ale tak wtopiona w otoczenie, że ktoś nieuważny najpewniej by jej nie zauważył.
Zamknęłam samochód, a potem skierowałam się w stronę drzwi wytwórni, przy których stało dwóch ochroniarzy ubranych w czarne garnitury. Patrzyli się na mnie tak, jakby niosła w torbie jakąś bombę albo szykowała innego rodzaju zamach na koreańskich idoli. Na przykład taki, gdzie kradłabym ich gacie.
― Dzień dobry, ja do pana prezesa Yang Min Suka. Mam podpisać dzisiaj umowę o pracę – Spojrzałam na nich, licząc, że ich wzrok złagodnieje, co się nie stało. Zrozumiałam, że mnie nie wpuszczą.
Pokręcili głową, nawet się nie odzywając.
― No to niech panowie pójdą po recepcjonistkę czy samego szefa. Naprawdę mam spotkanie w sprawie pracy! Jeśli mnie panowie nie wpuszczą, to się spóźnię, a to chyba nie jest dobrze widziane, prawda?
Byli nieugięci.
― Proszę sobie stąd iść albo wezwiemy policję.
Jęknęłam, wznosząc ręce do nieba w geście niedowierzania. Dlaczego, do jasnej cholery, nie zapisałam numeru CEO? Ale ze mnie debilka…
Wtedy usłyszałam ryk auta. Spojrzałam w bok. Z czarnego lamborghini wysiadł chudy chłopak z długimi czerwonymi włosami, które opadały mu na jedną stronę twarzy. Na głowie miał beanie, żuł gumę. Jego sposób bycia i chodzenia wskazywał na to, że to typowy luzak, który niczym się nie przejmuje. Podszedł do nas, w ogóle nie zaszczycając mnie spojrzeniem, po czym przybił piątki z ochroniarzami. Już miał wejść, kiedy go zatrzymałam. To była moja jedyna szansa.
― Przepraszam, ale czy zna pan może Yang Min Suka? Jestem nową asystentką menagera zespołu BIGBANG. Dopiero zaczynam tu pracę i nie znam nikogo, a panowie z ochrony nie chcą mnie wpuścić.
Wtedy się do mnie odwrócił. Wypluł gumę do kosza, lustrując mnie wzrokiem. Oceniał mnie jak nic. I jego mina nie wyrażała aprobaty. Przynajmniej z początku. Potem, nieoczekiwanie, uśmiechnął się i podszedł do mnie. Wyciągnął do mnie rękę, a ja ją uścisnęłam. Miał dłonie artysty. Delikatnie i ciepłe.
― Jestem Kwon Ji Yong, pseudonim G-dragon i lider wymienionego przez panią zespołu. Bardzo miło mi poznać i mam nadzieję, że dobrze będzie nam się współpracowało.
Uśmiechnęłam się.
― Alexandra Spencer-Kim. Mnie również bardzo miło poznać i na pewno będzie nam się dobrze pracowało.
― No to co, Alex? Idziemy do szefa?
Kiwnęłam głową. Jeśli wszyscy w tej wytwórni tacy są, to jest to raj a nie praca.
Ji Yong objął mnie delikatnie ramieniem w barku, a potem na jego znak weszliśmy do środka. Wnętrze wytwórni było ciemne, ale gustowne. Czarno-białe i nowoczesne. Męskie. Ale podobało mi się.
Przechodząc dalej, przywitaliśmy się z recepcjonistką, a potem skierowaliśmy w stronę wind, do której też ktoś zmierzał. Był to wysoki, barczysty mężczyzna o turkusowo niebieskich włosach ubrany w czarne, skórzane spodnie i koszulkę z krótkim rękawem, pod którą miał jeszcze jedną z długim.
― Hyung, zaczekaj! My też jedziemy na górę! – zawołał mój towarzysz. Drugi odwrócił się, a ja zamarłam. Ji Yong to zauważył, zaczął się na mnie patrzeć, jednak ja go nie widziałam. Istniał tylko facet stojący ode mnie nie dalej jak dwa metry. Widziałam, jak jego różowe wargi poruszają się, próbując wypowiedzieć jakieś słowa. Ciemne źrenice rozszerzyły się tak, że prawie całkowicie zasłoniły tęczówkę, a skóra ze śniadej zrobiła się niezdrowo żółta.
Zrobiło mi się niedobrze. Chciałam uciec. Ale nie mogłam się ruszyć z miejsca. Myślałam, że to sen. Dopiero, kiedy Ji Yong znowu się odezwał, zrozumiałam, że to była rzeczywistość.
― Alex, poznaj Choi Seung Hyuna, drugiego członka zespołu.
Nie chciałam go spotykać. Nie teraz, kiedy po tylu latach ułożyłam sobie życie. Nie chciałam, a teraz musiałam z nim pracować.
Z ojcem mojego dziecka.
Od autorki:
Powróciłam do tego bloga. Tym razem jednak naprawdę postanowiłam dodać opowiadania i oneshoty mojego autorstwa. Większość rzeczy wyrzuciłam, bo wiedziałam, że nie będę tego kontynuować. Za dużo roboty. A co do rozdziału... Możliwe, że ktoś z Was je kojarzy. I dobrze. Jest to nowa wersja poprzedniego opowiadania o tym samym tytule, umieszczonego na moim Wattpadzie. Nie wiem, to chyba tyle ode mnie. I koniecznie dajcie znać w komentarzach, co o tym myślicie!
TOP ojcem dziecka - zapowiada się ciekawie ^^ zwłaszcza że zaczęłaś w takim miejscu i pytania będą mnie męczyć co takiego się stało że jest z innym :) nie wiem dlaczego wcześniej nie zauważyłam tego rozdziału bo zapowiada się fajna historia z Bangami i mam nadzieję że kiedyś będziesz ją kontynuować :D Pozdrawiam my-dream-is-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuń