Ech, jestem dziwną osobą. Bardzo dziwną. Mam tę płytę od końca stycznia, a dopiero teraz zdecydowałam się na zrecenzowanie tego albumu. Jak wszyscy doskonale wiecie, BIGBANG to mój ulubiony zespół. Nie ukrywam tego. Wcześniej miałam tyle czasu, aby napisać coś niecoś o tej płycie, ale nie byłabym sobą, gdybym nie odwlekała tego i odwlekała w nieskończoność. No i nic dziwnego, że dopadła mnie sesja. Tak, egzaminy, zaliczenia, bród i smród studiów. Dodatkowo jeszcze walka o stypendium naukowe. Oprócz tego przyjaciółka wkopała mnie w kolokwium, którego dało się uniknąć. Dzięki, Doris. Naprawdę serdeczne dzięki. Także we wtorek mam egzamin z prawa autorskiego. Miałam się uczyć cały weekend, ale... Wiadomo, jak to się kończy. Nigdy tym, co się zaplanowało. Cóż... Nie znam takich osób, które sobie coś zaplanowały od początku do końca i w niezmienionej formie to zrealizowały.
No ale dobrze. Zacznijmy wreszcie, bo wstęp zrobił się nieco... przydługi.
Płyta jest zapakowana w tekturowe pudełko. Nie będę podawać jego wymiarów, bo zwyczajnie nie chce mi się wyjmować linijki i mierzyć każdą krawędź. W każdym razie pudełko jest prostokątne, prawie kwadratowe. I co ważniejsze mocne. To nie jest taka najzwyczajniejsza w świcie tektura. Widać, że wytwórnia postarała się o wykonanie tej płyty. No ale dobrze, czas przejść do zawartości.
W środku znajduje się kolejne czarne pudełko, tyle że o wiele mniejsze i inaczej otwierane - jak książka (to jest to czarne na zdjęciu. Pod spodem leży photobook. Pozostałe zdjęcia załączę niżej). Jak otworzymy książeczkę, po lewej mamy kopertę. W jej środku znajduje się coś w rodzaju plakatu, choć tak naprawdę nie wiem, co to jest. W każdym razie ilustracja przedstawia jeden z projektów okładek. A jak wiadomo jest ich sześć, w tym jedno puste płótno, na którym możemy coś namalować. Zostało to tak zaprojektowane, aby posiadacz albumu mógł wykazać się własną inwencją twórczą. Chłopaki trafili w mój gust, ponieważ uwielbiam takie rzeczy. DIY, zrób to sam, maźnij farbą i przy okazji się nią ubrudź. Ja jeszcze nie wymyśliłam, co na tym płótnie namaluję. Na razie nie mam pomysłu. No ale dobrze. Nie wiem, możliwe, że ktoś z Was ma wersję wcześniejszą MADE, czyli tą, która wychodziła w częściach. Otóż w każdym albumie znajdują się puzzle, które możemy zebrać, kupując każdą wersję płyty. Jeśli zbierzemy wszystkie, producent sugeruje odwiedzić oficjalną stronę BIGBANG, gdzie czeka na nas specjalny prezent. Nie wiem, co to za prezent, nie sprawdziłam tego, bo po co? Poza tym jak wchodziłam z ciekawości na tę stronę, wszystko było w języku koreańskim, a znam tylko jego podstawy, więc... słabo to wyszło. W tej wersji trafiłam na puzzla z... nogami Tabiego, tak. Tak swoją drogą mam do niego jakieś cholerne szczęście. Akcja ze "Stańczykiem" Jana Matejki na Instagramie, potem moje przeprosiny do niego w imieniu wszystkich prawdziwych polskich fanów, za te wyzwiska pod jego adresem, kiedy wstawił ten obraz przypominający do złudzenia polską flagę. To serduszko, które mi później wysłał w odpowiedzi. Albo ostatnia akcja. Podczas live z dwunastego grudnia zeszłego roku. Jak to zwykle bywa, mój UB postanowił znów mnie rozbawić. A ja nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, że jest zabawny. Po moim komentarzu zerknął na ekran, gdzie były wyświetlane wszystkie rzeczy, które napisali fani, a potem... Potem ten różowowłosy głuptas usiadł i przez prawie minutę pokazywał serduszko do ekranu. Ostatnią rzeczą jest to, że jak zamawiałam "A" w 2015 roku, trafiłam na kartę właśnie z nim. ja już go zaczęłam nie ogarniać. Naprawdę.
Natomiast jeśli chodzi o sam krążek. Płyta jak płyta. Srebrna, błyszcząca z napisem "MADE". Chłopcy dodali też trzy nowe piosenki: FXXK IT, LAST DANCE, GIRLFRIEND. Ta ostatnia też miała mieć teledysk, ale... coś się rypło, lekko mówiąc.
A właśnie! Zapomniałabym. Jeszcze został photobook. Gruby jak jasna cholera, bo na ponad sto stron. Jednak tak samo dobrze wydany jak opakowanie płyty. Gruby, drogi papier, z wytłoczonym symbolem projektu w prawym dolnym rogu. W środku photobooka znajdziemy teksty piosenek, jakie znalazły się na płycie. Możemy je sobie śpiewać razem z członkami zespołu. Oczywiście o ile ktoś potrafi czytać hangul. Ja na przykład zaliczam się do szczęśliwców, którzy mają ten alfabet opanowany do perfekcji, więc problemu jako takiego nie mam. Tylko czasami nie nadążam za nimi 😂.
Co do piosenek, to nie będę się wypowiadać, bo wszyscy doskonale je znamy i zwyczajnie nie ma potrzeby tego robić. Chodziło mi o to, by przedstawić moje zdanie na temat wydania albumu.
Podsumowując, płyta została wydana bardzo porządnie. Wytwórnia przyłożyła się do jakości wykonania. Drogi papier, mocne opakowanie (a wiem, że mocne, bo kilka razy spadła mi na podłogę i nic się nie stało. Nawet rogi się nie wgniotły 👍). Polecam serdecznie. Ja swoją płytę kupiłam o wiele taniej niż przez polskiego dystrybutora. A zresztą, nie kupiłam jej. Mój kochany chłopak mi ją sprezentował na urodziny... które miałam w marcu. Ale cii. Stwierdził, że zamówi mi ją w grudniu, a w styczniu będę ją mieć. I tak naprawdę nie wydałam na nią ani grosza. Jednak po przeliczeniu nie wyszło mi tak dużo, bo raptem sto sześćdziesiąt złotych z przesyłką rejestrowaną. Mimo wszystko zwróciłam mojemu ukochanemu pieniądze za to, co zrobił, mówiąc, że nie chcę, by na mnie tyle wydawał. Nie posłuchał. Uparciuch.
Przepraszam Was bardzo za jakość kalkulatora i światło, które padało przez okno z prawej strony, ale miałam problemy z ustawieniem obiektywu telefonu w taki sposób, by zdjęcia nie wyszły za ciemne albo prześwietlone. Także jeszcze raz bardzo przepraszam.
🔺🔻🔺🔻🔺🔻🔺🔻
No to tyle, jeśli chodzi o recenzję. Teraz przejdę do innego tematu, który rozwinę w następnym poście.
Jak wszyscy wiemy, T.O.P został oskarżony o palenie marihuany, która w Korei Południowej jest zakazana. Mimo to przeprosił za swoje zachowanie, pisząc list. Zdaje sobie sprawę z tego, że zrobił źle. I naprawdę nie pochwalam brania narkotyków. Nawet takiego zielska, jakim jest marihuana. No chyba, że są ku temu wskazania medyczne. Ale tylko w tym przypadku. Jednak podejrzewam, dlaczego to zrobił. W ostatnim czasie nasz Tabi żył w wielkim stresie, możliwe, że miał jakieś problemy osobiste i paląc maryśkę, chciał sobie ulżyć, odstresować się. Nie wiemy tego. Ale jedno jest pewne. Nie należy skreślać człowieka poprzez pryzmat jednego błędu, jaki popełnił. Człowiek nie jest istotą perfekcyjną. Wręcz przeciwnie. Myli się. I to bardzo często. Chodzi jednak o to, by potrafił się do tego przyznać i przeprosić. Dojrzałością nie jest wbrew pozorom obwinianie wszystkich dookoła za swoje przewinienia, co wiele ludzi robi. Dojrzałością jest przyznanie się do nich przede wszystkim przed samym sobą. A Seung Hyun to zrobił. I chociażby za to powinniśmy okazać mu szacunek. Zamiast tego co się stało? "Fani" zaczęli obrzucać go błotem, w ogóle nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób mogą drugiego człowieka zniszczyć. Nie tyle fizycznie co psychicznie. A rany utrwalone w naszym mózgu goją się o wiele gorzej niż rany na skórze. Wiele z nich nigdy nie znika. I nic dziwnego, że chłopak tego syfu nie wytrzymał. Nikt, kto jest wrażliwy by tego nie wytrzymał. Sama jestem taką osobą i podejrzewam, że zrobiłabym to samo co Tabi w takiej sytuacji.
Więc proszę Was. Jak macie zamiar coś powiedzieć lub napisać, zastanówcie się nad tym i to kilkakrotnie, bo jedno słowo może zakończyć życie innego człowieka. A jeśli to się stanie, możecie być oskarżeni o znęcanie się psychiczne i podżeganie do samobójstwa.
Dziękuję za uwagę.
Recenzja jak zawsze świetna ^^ a MADE jest cudownym albumem :)
OdpowiedzUsuń